W krainie tequili
artykuł czytany
2573
razy
Idziemy do restauracji w centrum. Obiad jest w cenie wycieczki. Koło nas siada para Kanadyjczyków. Właśnie skończyli studia i przyjechali do Meksyku, bo kraj jest tani. Zamierzają tu zostać do czerwca przyszłego roku. Kanadyjka miała polskich dziadków. Mieszkali w Opolu.
Wstyd za białą rasę
W powrotnej drodze młodzi Amerykanie raczą się tequilą (my jej w końcu nie kupiliśmy). Przykład daje przewodnik, który w końcu wypija zbyt wiele i nagle wymiotuje, prosto pod nogi kierowcy autobusu. Wstydzę się za białą rasę, ale kierowca z całkowitym spokojem idzie do luku po ścierkę i pojemnik z wodą.
Do hostelu wracamy sami - na przewodnika lepiej za bardzo nie liczyć. Autobusem jedziemy na terminal. Czuję się dość niepewnie; jest późny wieczór, my się rzucamy w oczy dzięki plecakom i białej skórze, a koło nas w autobusie siedzi dokazująca młódź. Nic się jednak złego nie dzieje, chłopaki pytają tylko, skąd jesteśmy.
Bilet na nocny autobus do Mexico City jest wyjątkowo drogi - 410 pesos. Trasa jednak jest bardzo długa, a w cenie mamy wszak nie tylko przejazd, ale i nocleg, i kino. Tym razem puszczają nam film o chłopaku - lekkoduchu, który przypadkiem odebrał telefon z prośbą o pomoc od uwięzionej przez bandziorów kobiety.
Pokaz jest po angielsku z hiszpańskimi napisami. Koncentruję się na napisach i - ku mojemu miłemu zdziwieniu - rozumiem film.
Przeczytaj podobne artykuły